Z żalem opuściliśmy wulkany. Pogoda znów była piękna, więc przynajmniej mogliśmy zrobić im jeszcze kilka zdjęć. Po drodze zjechaliśmy do dawnej Maoryskiej wioski, na którą naprowadził nas drogowskaz. Z wioski zostało tylko ogrodzenie, trzy dziury w ziemii, będące ponoć spiżarniami i jedna mocno zmęczona rzeźba, ale pogoda była piękna, widok na jezioro i wyspę na nim śliczny, więc nie marudziliśmy. W dalszej drodze zjechaliśmy jeszcze na dwa lookouty, porobić zdjęcia jeziora Taupo i wulkanów na horyzoncie. Potem zajechaliśmy do portu w Taupo w poszukiwaniu rejsu, w ramach którego moglibyśmy zobaczyć płasksorzeźby Maoryskie, widoczne tylko z jeziora. Rejs się znalazł (za 40 NZD). Mógł być o 13.30 zwykłym statkiem, o 14.00 statkiem wyglądającym jak parostatek, ale z napędem motorowym, albo o 15.00 żaglówką. Bardzo nam się spodobała opcja żaglówki, ale pani sprzedawczyni nas uświadomiła, że Aratiata Rapids, które chcieliśmy zobaczyć jeszcze dzisiaj działają tylko o 10.00, 12.00, 14.00 i 16.00, więc jedyną opcją, żeby na nie zdążyć jest najwcześniejszy rejs. Poszliśmy za jej radą, poczekaliśmy parę minut i miał być rejs. Ale zrobił się problem, bo byliśmy jedynymi chętnymi, a poniżej 6 osób nie opłaca im się wypływać. Coś zaczęli kombinować, że może tą żaglówką (na co chętnie byśmy przystali), ale w końcu napatoczyła się jeszcze jedna para i z lekkim opóźnieniem ruszyliśmy. Rejs sam w sobie był przyjemny jak to rejs po czystym jeziorze przy ładnej pogodzie, ale widoki nie były rewelacyjne. Bo cóż może być rewelacyjnego w oglądaniu brzegu na którym naćkane jest pełno domków, nawet jeśli niektóre z nich są warte 2 mln NZD, o czym bardzo często wspominał pan komentator. Dobrze, że na horyzoncie było widać wulkany i co jakiś czas mogliśmy w miarę z bliska obserwować żaglówki. W końcu dopłynęliśmy do owych maoryskich rzeźb. Faktycznie bardzo fajne, chociaż niestety nie zorumieliśmy kto i dlaczego je zrobił. Poza rzeźbami padł komentarz o domku Roda Stewarda mieszczącym się na skarpie i jakiejś posiadłości w pobliżu, której niedawno nie chcieli sprzedać za 17 mln NZD. Faktycznie miejsce jest urocze, prawie na środku jeziora, z czyścutką wodą, niezbyt zatłoczonego, z widokiem na wulkany z okien. Dalej były jeszcze jedne klify i drugie klify i na tym zwiedzanie się skończyło. Pod koniec minęliśmy jeszcze ów udawany parowiec i naszą upragnioną żaglówkę, płynącą na silniku, z jednym rozwiniętym masztem 😛 Od razu przestaliśmy żałować, że nią nie płyniemy. Po rejsie pojechaliśmy zdążyć na 16.00 na Aratiata Rapids. Kiedyś było to po prostu wąskie gargło rzeki, z dużą ilością głazów i woda się na nich spiętrzała i fajnie wyglądało. Potem postawiono tam elektrownię wodną i cała woda idzie bokiem, przez elektrownię. Ale, żeby turystom nie było smutno, o oznaczonych godzinach otwierają tamę i gardło wygląda tak jak powinno. W sumie to zabawa z patrzeniem jak otwierają tamę, jak się woda przelewa, jak się podnosi jej poziom, jak przelewa się przez kolejne naturalne przeszkody i potem jak zamykają tamę i jak poziom wody spada jest bardzo ciekawe i dodaje dużo atrakcyjności całemu temu obiektowi. Zwłaszcza, że są trzy miejsca, z których można to wszystko obserwować, oddalone od siebie po 5 minut każde i trzeba je oblecieć w pół godziny, między otwarciem, a zamknięciem tamy. W porównaniu z tym zwykły wodospad o nazwie Huka Falls nie miał szans zrobić na nas jakiegoś większego wrażenia. Chcieliśmy jeszcze dzisiaj zahaczyć jedną atrakcję geotermalną, ale była czynna do 17.30 i na nią zwyczajnie nie zdążyliśmy. Trudno.
Późno dojechaliśmy do Hamilton, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w hostelu w spokojnym domku na przedmieściach, całkiem ładnie umeblowanym. Pokój był całkiem przyjemny, ale kuchnia strasznie zapuszczona, a w łazience był grzyb. Do tego pozostali mieszkańcy jacyś tacy nieprzyjemni. Dobrze, że chociaż duże wiadro internetu było w cenie, to wrzuciliśmy zdjęcia. Niniejszym plan początkowy został zrealizowany (zostało jeszcze Auckland, ale jakoś nie bardzo mamy na nie ochotę). Mamy 3 dni wolnego i chyba spróbujemy pojechać gdzieś na północ od Auckland.